Kochajmy nasze konie

Tekst ukazał się na łamach kwartalnika Hodowca i Jeździec, jesień 2010. p.t. „Kochajmy nasze konie”

Dzięki współpracy TJN ( Towarzystwo Jeździectwa Naturalnego) i nowopowstałego, o doskonałym zapleczu, ośrodka jeździeckiego pod Krakowem – KJKSzary zostało zorganizowane spotkanie niemieckiego autora znanej na końskim rynku książki „ Gdyby konie mogły krzyczeć…” Gerda Hauschmana z polskimi koniarzami. Autor jest lekarzem weterynarii ekip w Niemieckim Jeździeckim Komitecie Olimpijskim, kierownikiem Klinki dla Zwierząt w Domaene Karthaus, kieruje kliniką dla koni w Warendorfie oraz jest odpowiedzialny za zajęcia z zakresu weterynarii w Niemieckiej Szkole Jeździeckiej w Warendorfie.
A jego książka łączy w sobie fachową wiedzę weterynaryjną z jej zastosowaniem w prawidłowym i skutecznym szkoleniu koni. Stąd zainteresowanie spotkaniem z jej autorem było bardzo duże, a wśród słuchaczy można było spotkać takie osobistości światka jeździeckiego jak Małgorzata Morsztyn, Wojciech Micunas, Krzysztof Koziarowski czy Wacław Pruchniewicz. Cieszy fakt, że naszych szkoleniowców interesują nowe trendy i myśli w światowym jeździectwie. Ale czy nie mogło by być ich więcej?
A było ciekawie!
Często w pracy z koniem dopadają nas różne wątpliwości – np.: dlaczego koń nie żuje wędzidła, albo dlaczego trzeba jeździć na koniu w niskim i okrągłym ustawieniu. Na te, jak i na wiele innych pytań doktor Hauschmann dawał jasne odpowiedzi poparte doskonałymi ilustracjami mechaniki szkieletu i jego mięśni. Bardzo ciekawa była trójwymiarowa prezentacja zmian w układzie ruchu u konia od pracy w podstawach po elementy wyższej szkoły. Ilustracje dotyczyły również mechaniki skoku, jak i jazdy western. Czyli każdy znalazł coś dla siebie.
Doktor zwracał uwagę słuchaczy, że współcześni jeźdźcy stają się coraz bardziej techniczni, a coraz mniej uczuciowi wobec konia i jazdy. A jak wynika z badań aspekt psychologiczny to minimum 50% sukcesu w tej dyscyplinie. To my, jeźdźcy, instruktorzy, trenerzy decydujemy co , jak i jak długo będziemy trenować. I czasem nie pamiętamy jak każdy z nas czuje się następnego dnia po intensywnym treningu. Zapominamy, iż młody koń – 3 – 4-latek też może być zmęczony, znudzony i mieć zakwasy oraz potrzebuje czasu na regenerację po wysiłku. Każdy trening to stymulacja zmiany, przebudowy mięśni, a im większy rozwój tym czas do odbudowy i regeneracji jest większy. Prowadzący namawiał do stosowania bardzo prostych wytycznych w treningu, które zaczerpnął ze starych niemieckich zasad pracy koni kawaleryjskich: trzylatek – 3 dni pracy w tygodniu, czterolatek – 4 dni, a pięcioletniemu ordynujemy pięć pracowitych dni.
Dużo miejsca w dyskusji autor książki poświęcił na wytłumaczenie jaką rolę pełni najdłuższy mięsień w koniu biegnący od ucha do ogona czyli musculus longissimus – tłumaczył jak różnie pracuje on w poszczególnych chodach oraz jak olbrzymie ma znaczenie w procesie zbierania i prawidłowego szkolenia. Zwracał uwagę, że w dzisiejszym sporcie ujeżdżeniowym czasem premiowane są konie o efektownych chodach, a zapomina się o wadze prawidłowej, elastycznej racy grzbietu i innych oznakach rozluźnienia. Stąd on – jako lekarz weterynarii, wskazywał jak taki system treningu szkodzi zdrowiu zwierzęcia, a o coś wręcz przeciwnego przecież chodzi w klasycznej sztuce jeździeckiej. Zmiany w hodowli dzisiejszego konia sportowego spowodowały, że już źrebak zaraz po urodzeniu ma wyraźnie zaokrągloną szyjkę, nosek trzyma prawie w pionie, a jego sylwetka niewiele się różni od mistrza olimpijskiego po wielu latach treningu.
To kusi, nieświadomych prawideł biomechaniki ruchu, jeźdźców do skracania tak niezbędnych etapów szkoleniowych z młodymi końmi. Dla przykładu podam – że więzadło karkowe, odpowiedzialne między innymi za dumne i wyniosłe noszenie głowy i szyi potrzebuje aż 1,5-2 lat regularnej pracy w rozciągnięciu ( czyt. jazda z obniżoną szyją i w wydłużonej postawie) aby pełniło bezpiecznie i bezboleśnie swoją rolę. Stąd pojawiające się kontuzje są konsekwencją braku wiedzy i pośpiech u trenerów i jeźdźców. Podobny problem dotyczy koni o krótkich grzbietach. Niefrasobliwość w kwestii dopasowania siodła, a także większa trudność w rozciągnięciu zwięzłych pleców, powoduje często ból i usztywnienia w odcinku piersiowo – krzyżowym, maskowane niejednokrotnie ostrzykiwaniem kręgosłupa – co jest leczeniem objawów, a nie eliminowaniem przyczyn.
Spodziewałam się absolwencie Akademii Weterynaryjnej jedynie wykładów i teoretycznego podejścia do tematu, więc pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie, gdy po przerwie na posiłek prowadzący stanął przed widownią w bryczesach i bez chwili wahania wskoczył na pierwszego podstawionego mu konia. Po krótkim czasie od „weterynarzem” wierzchowiec wyraźnie rozluźnił się, grzecznie zszedł głową w dół i posłusznie wykonywał jego ulubione ćwiczenie – ustępowanie od łydki po kole. Zapewne wszyscy ze 150 słuchaczy wykładów p.t. „Anatomia konia decyduje o jego treningu” czekali z wypiekami na twarzy na praktyczną część zajęć. Jednak szkoda, przynajmniej z mojego punktu widzenia, że zabrakło zróżnicowania w doborze koni pokazanych i korygowanych podczas kliniki. Wszystkie prezentowane przypadki sprowadzały się li wyłącznie do rozluźnienia konia, a chciałoby się zobaczyć również kolejne fazy piramidy wyszkolenia. Parafrazując znanego niemieckiego jeźdźca – Reinera Klimke – „ Bez rozluźnienia nie ma nic, Lecz rozluźnienie to nie wszystko.”

Podobne wpisy