Potrzebuję przerwę

Niedawno przyszedł do mnie do pracy nowy koń. Bardzo urodziwy, o trzech dobrych , a nawet bardzo dobrych chodach i mimo że ogier – to o tak zrównoważonym temperamencie, że niejednemu właścicielowi życzyłabym takiego ulubieńca. A jednak – przyjemność to ostatni epitet jakim mogłabym określić jazdę na nim. Pysk! Jeden z najtrudniejszych elementów dogadywania się z koniem. Temat szalenie złożony i trudny, bo każdy przypadek trzeba traktować indywidualnie, a na różnych etapach pracy pojawiają się inne problemy. Tym bardziej że z reguły koncentrujemy się na problemach z buzią, a zapominamy jak bardzo jakość kontaktu zależy od jakości pracy całego ciała konia- a w szczególności zadu. Ja chciałam przedstawić Wam przypadek, z którym aktualnie się „zmagam”. Przez pierwsze dwa tygodnie czekałam cierpliwie. A w pracy z nim nie odważyłam się zejść z koła, bo i tak po pół godzinie jazdy czułam się jak orangutan z rękoma do kostek i przynajmniej połową więzadeł ponadrywanych w stawach barkowych. Znacie to uczucie? Po kolejnych dwóch tygodniach odgrzebałam w stajni czarną wodzę, i mimo że nie lubię tej pomocy, to musiałam przyznać przed samą sobą, że z podopiecznym nie bardzo sobie radzę. Kolejne dwa tygodnie jazdy przyniosły ciut kontroli, ale nadal moje podstawowe wrażenie z jazdy było – 90% wagi konia jest w moich rękach. A gdzie zad? Nie wiem – bo nie mam czasu ani siły, aby nie dać się wyrwać z siodła pięknej szyi mojego rumaka i … spróbować uruchomić mu tylne podwozie. Mijają tygodnie. Stan się nie poprawia, a ja z coraz większa niechęcią i bezsilnością wsiadam na „klienta”. Na dodatek weterynarz -dentysta już 2 razy dokładnie sprawdzał mu zęby i prócz niewielkiej kosmetyki NIC nie znalazł. Z innym, dobrym lekarzem – chiropraktykiem ponad 2 godziny oglądałyśmy, obmacywałyśmy i dyskutowałyśmy nad przyczyną buntu i niechęci współpracy. NIC. Żadnej wyraźnej przyczyny nie potrafię znaleźć.

Emilka Jach na Aqslu. Foto Dorota Jach

Zaznaczam, że koń pracuję na bardzo ładnie zapienionym i zamkniętym pysku, na podwójnie łamanym, grubym wędzidle. Lecz ostatnio, w chwili kryzysu i bezsilności sięgnęłam po wyraźnie cieńsze wędzidło i… promyk nadziei – trochę pomogło 🙂 Przynajmniej na początku jazdy mam uczucie, że to ja decyduję o kierunku i tempie jazdy. Choć nadal kończę pracę raczej niezadowolona i zawiedziona brakiem postępów tym … 6-latkiem, o którym wiem, że wcześniej był w regularnym niezłym treningu. Krótka dygresja: Grube, łagodne, najlepiej ze „złotego” stopu wędzidło – większość kulturalnych jeźdźców zna je i często stosuje u swoich koni. Widywałam stajnie (głównie niemieckie) gdzie takie kiełzno bywa prawie jedynym jakie można znaleźć w siodlarni. Zdecydowanie zaliczam się do fanów tego typu kiełzna. Jednak moim zdecydowanym priorytetem jest delikatny i równomierny kontakt. Aby to było możliwe muszę mieć w pysku u mojego końskiego partnera – uległość, miękkość i możliwość oddziaływania na niego. Stąd przeglądając dowolny katalog sprzętu jeździeckiego zaskakuje nas niezwykła różnorodność „patentów” jak brzytwa … ale w rękach małpy zrobi krzywdę, a fryzjer…:-) Więc nie przekreślajmy od razu konia, jeźdźca u którego dostrzeżemy cienkie wędzidło, ustrojstwo w pysku. Wszystko zależy od profesjonalnego i z wyczuciem jego użycia. Wracając do tematu. Wciąż męczył mnie fakt, że moje jazdy zdecydowanie lepiej się zaczynają niż kończą. A powinno być odwrotnie. Pewna myśl przyszła mi do głowy, gdy tłumaczyłam mojej 12-letniej juniorce, jak bardzo nasze mięśnie i konia są podobne. Jak często nie zdajemy sobie sprawy, że stawiając koniowi pewne wymagania zapominamy o jego fizjologii. A teraz kładziemy się na podłodze i robimy”brzuszki”. Całkiem łatwe. 1…2…3… przy 10. zaczyna być trudno, a jak dojdziesz do 50-ciu to jutro się nie ruszysz ( oczywiście mówię tu o debiutach w tej „dyscyplinie”). A my dziś chcemy aby nasz koń bez chwili przerwy zagalopował 10…50 razy, a potem jutro i pojutrze też. I całkiem nie myślimy o bólu mięśni. I stąd się biorą bunty naszych ulubieńców. I jeszcze jak koń trafi na weekendowego amatora – to amator się zmęczy i da koniowi odpocząć, ale gdy trafi na taką „mnie” ( ok. 6 koni dziennie) – to nie pójdzie tak łatwo.

I tu mnie olśniło – On nie jest gotów na pracę kilka minut ciurkiem. Musi częściej odpoczywać. Nastawiłam alarm w telefonie i co 2 minuty przypomina mi że mam zrobić mu przerwę – dosłownie 30-50 metrów stępem na rzuconej wodzy. DZIAŁA!!! Pracuję tak zaledwie tydzień, a już mam całkiem innego podopiecznego:-) I jeszcze jedno – PRZEJŚCIA – ale o nich kiedy indziej. Tylko dodam, że kiedyś usłyszałam zdanie od znajomego, który obserwował pracę”na płasko” grupy skoczków z kadry niemieckiej – „każdy jeździec robił przejście ( zebrany – dodany, lub do chodu niższego, wyższego) minimum raz na 20 m!!!”I maja rezultaty, co? Ten problem, który ja tutaj przedstawiłam, to jeden z bardzo wielu jaki można spotkać na swojej drodze jeździeckiej – mam nadzieję że „system „ jaki zastosowałam będzie działać, bo szkoda byłoby nie dogadać się z tak fajnym koniem – wszystko w moich albo w Twoich rękach:-) Przekornie wkleję tutaj zdjęcie D’Wista – który jest absolutnym zaprzeczeniem kłopotów z ustawienim 🙂

KOMENTARZE:

– uwielbiam ten blog, wiedza, doswiadczenie,pelen profesjonalizm,polot do pisania;>
autor: świadomo rekreant, 2010-12-10 12:08:42

– fajnie pani pisze…i to ze stara sie pani pomyśleć jak koń a nie tylko co zrobiłam i czy sie udało…Pozdrawiam ja tez mam ogiera i jest bardzo spokojny biegał z klaczą i chodzi z innymi końmi …nie było jeszcze chyba osoby która nie zapytałaby się czy to aby napewno ogier…. bardzo szybko sie uczy….. ale w pracy z ziemi wszystko go rozprasza i mnie olewa… pzdr.Ilona majewska ilona_25@op.pl szalodzialona@interia.pl
autor: szalodzialona, 2010-12-10 15:50:51

– Cześć! Na stronę i blog wpadłam przypadkowo i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona talentem pisarskim. Nie często się to zdarza u weterynarza (hahaha) ja za to rymuję. Fajne rzeczy piszesz i to w bardzo plastyczny sposób. Będę częściej tu wpadać. Pozdrawiam Izabella Kopacz
autor: Izabella, 2011-01-12 16:47:27

– Czekam na Pani książkę! 🙂
autor: Kasia, 2011-02-23 10:58:39

– super artykuł:) mam tez sama problem a ten problem jest w półparadzie.. jak ją poprawie wykonac zeby kon przeniósł ciezar na zad i kiedy powinno się wykonywac połparady czy przed kazdym przejściem połparad powinna być wykonana ja słyszałam tylko ze połparad powinna być wykonana wtedy kiedy koń nie słucha nas , nie uważa na jeździe?
autor: kochamkonie, 2011-04-11 18:34:26

Podobne wpisy

  • Godzinę dzielimy

    Zaczynacie jazdę – stęp, kłus, potem galop. Trochę kłusa, jakieś przejścia, może chody boczne. Koń i Wy zmęczeni, więc na koniec znów stęp …i do stajni.Czy zdarza się Wam, że Wasza jazda tak właśnie wygląda?Jeżeli tak, to może warto byłoby ją troszkę przeorganizować, a będzie to na pewno z pożytkiem dla Was i Waszego konia….

  • Skarb i … krowy

    Pewnego dnia wybrałam się ze Skarbem na przejażdżkę w teren. Otaczały nas pola i stawy, więc w poszukiwaniu nowych dróg zapuściliśmy się w mniej znane nam ścieżki. Wyjechałam na łąkę i rozkoszując się widokami i pogodą bezkarnie deptałam trawę. Okazało się, że łąka kończy się nagle – otoczona jest z 3 stron wodą. Gdy zarządziłam…

  • Szacunek dla zewnętrznej wodzy

    Od jakiegoś czasu miałam kłopot z moim koniem – przy zakręcie w prawo zdecydowanie nie respektował mojej zew. czyli lewej ręki. Miałam wrażenie, że„wypływa„ spod mojej kontroli na zewnątrz. Problem pojawiał się właściwie każdego dnia i prócz chwilowych korekt polegających na odcinkach jazdy z zewnętrznym ustawieniem (wygięciem) aby nie dopuszczać do kładzenia się na zewnętrzną…

  • GiGi, czyli Presto

    Na kurs instruktorów pojechały ze mną 3 konie. Na pierwszy trening, chcąc pokazać się z jak najlepszej strony, bez chwili wahania wybrałam GiGiego. Jaka była uciecha moich współkursantów, gdy jeszcze nie zdążyłam odjechać 10 metrów od stajni, jak już rozcierałam bolące miejsca po upadku na przedstajenny asfalt. GiGi częstował mnie ziemią regularnie i w najmniej…

  • Hiperoptymizm

    Chcę poruszyć temat, który jest może bardziej związany z teorią psychologii koni, a nie stricte z jeździectwem. O ostatecznym porozumieniu z naszym wierzchowcem decyduje tak wiele czynników, że może warto się poświęcić nieco czasu na próbę odnalezienia nici porozumienia z naszym koniem. Przypomina mi to pewną historię, która wydarzyła się podczas mojej wycieczki do Austrii….

  • Obyś cudze konie kuł…

    Dwa lata temu dostałam od mojego przyjaciela nietypowy prezent urodzinowy – 4-dniowy kurs podkuwnictwa w Jaszkowie u Pana Antoniego Chłapowskiego. Cóż, pomyślałam wówczas, jadę na urocze wakacje, a przy okazji dowiem się jak kopyto powinno wyglądać, a jak nie – przecież przez 4 dni kuć mnie tam nie nauczą. Zabrałam zatem ładną marynarkę i apaszkę…